piątek, 12 sierpnia 2016

Preludium

OBSOLETE

11 listopada, 2015
 Jesteś krwiopijcą. — Każde słowo było chłodne, ale i doskonale dobrane, odpowiednio wyważone. Uderzało chyżo, celnie. Twarz Olka nie wyrażała żadnych emocji. Jak zastygnięta maska cyrkowego błazna, który rozśmiesza. Ale sam nigdy się nie śmieje. 
Wybałuszone, nieproporcjonalnie duże ślepia Aleksandra Stańczyka przeszywały Zacharego na wskroś, tak że ten czuł się nagi. W oczach Olka nie było złości — tylko rozczarowanie. Przytłaczające. Zachary wiedział, wiedział dobrze, że go zawiódł. Nie mógł już nic zrobić. Przepadło.
Nie rozumiał w pełni określenia krwiopijca i pobudek towarzysza, ale obelga dotknęła go głęboko. Tak się czuł. Jak zachłanna pijawka — wciąż nienasycona, chcąca tylko więcej i więcej.
Patrzył jedynie bezradnie, jak Olek w milczeniu wychodzi z namiotu. Ostatni raz czarna bluza mignęła na tle czerwono-białych pasów i zniknęła. Nie mówił już więcej. Żaden z nich. Wszystkie niezbędne słowa zostały już dopowiedziane. Łzy scałowane z rozpalonych policzków. Ukryte karty rzucone na stół. Dusze odsłonięte, obnażone — celem łatwym się stały.
Zachary zaśmiał się bez cienia wesołości, pusto jak cmentarna hiena. Przetarł dłonią mokrą twarz, w skutek czego na jego kciuku odcisnęła się biała, lepka farba. Wytarł ją o spodnie, po czym z niejednoznacznym skrzywieniem spojrzał na różową watę cukrową i wiązkę balonów, którą trzymał w ręce. Wzrokiem uchwycił także grunt i czyjś wysypany popcorn. Ogarniała go szerząca się znieczulica. Dokładał kolejne cegły do muru obojętności, po samą szyję okrywał się ochronnym pancerzem. 
Usłyszał rżenie osła i spojrzał na starego przyjaciela z wyrzutem.
— Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny — wymruczał Zachary. Kamrat zawtórował mu nieśmiało wymownym iha.

__________________________
1 Cytat autorstwa Williama Shakespeare'a. 

Obserwatorzy

Szablon stworzony przez Lune
/ Technologia Blogger /
Credits: X X